XXI Ogólnopolski Bieg o Kryształową Perłę Jeziora Narie 06 lipca 2019

W sobotę 6 lipca wziąłem udział w biegu o perłę dookoła jeziora Narie.

Słyszałem wiele dobrego o tej imprezie więc bez wahania się zapisałem choć dystansu 33 km dawno nie zaliczałem. Start nastąpił w turystycznej miejscowości Kretowiny, pogoda dopisała było ciepło ale nie gorąco. Na starcie zauważyłem więcej niż zwykle rasowych biegaczy, między innymi w koszulach z Biegu Rzeźnika. Zapisało się niecałe 300 osób, na starcie było mniej. Początek bardzo spokojnie po asfalcie i to mnie zaskoczyło bo myślałem że dookoła jeziora będzie po lesie. Postanowiłem biec ze średnią 5 min na kilometr z uwagi na niedawny ból pięty, w sumie to tydzień wcześniej zastanawiałem się czy w ogóle wystartować. Po kilku kilometrach zaczęły się „teściowe” tzn podbiegi, 2 były naprawdę długie i wyczerpujące, otuchy dodawały napisy na asfalcie. Zabrałem ze sobą 2 żele energetyczne oraz w bidonie izotonik- i to był  błąd bo po godzinie biegu miałem wyschnięte i przesłodzone usta. Na szczęście po drodze były punkty z wodą. Około 20 km poczułem się zmęczony a wcześniej już zaczeliśmy biec po luźnej nawierzchni, pagórkowatej z piaskiem żwirem itp. tempo mocno spadło, dodatkowo duży palec w lewej nodze zaczął dolegać, jakby but był za mały. Czułem się słabo, inni jeszcze gorzej bo wyprzedzałem pojedyncze osoby. W końcu wbiegliśmy ponownie na asfalt, koniec biegu było co raz bliżej, poczułem się lepiej i przyspieszyłem do ok 4:45 min. na km. Z dale było słychać już hałasy, biegłem sam do mety, według zegarka zostało jeszcze kilometr ale za chwilę plaża i upragniona meta. Niespodzianka bo zamiast medalu kryszałowa perła 🙂 Padłem zmęczony ale po chwili się schłodziłem w jeziorze.

Podsumowując bardzo trudny, wyczerpujący bieg i jestem bardzo zadowolony z jego ukończenia. Jestem przekonany że powrócę tu jeszcze. Oficjalnie zająłem 96 miejsce z czasem 2 godziny 43 minuty

.1

14 Bieg Filipidesa Pasłęk 11 maja 2019

Pogoda była iście biegowa, nie za gorąco nie za zimno, chociaż podczas biegu było również dużo słońca. Rozgrzewka nie była za długa i intensywna. Do bramy startowej doszliśmy od mety, taki niespodziewany i fajny akcent na początek.

Start do biegu, ruszyłem spokojnie ale po chwili musiałem omijać inne wolno biegnące osoby więc przyspieszyłem. Założyłem sobie ze będę biegł każdy kilometr poniżej 4:30. Trasa po asfalcie, płasko i długie proste sprzyjające szybkiemu bieganiu. Bramę mety mijaliśmy 4 razy, fajny doping dużo młodzieży. Szybko można było polubić się z trasą 🙂 Gdy zobaczyłem że czasy mam ok 4:20 to postanowiłem cisnąć dalej, wyprzedzałem kolejnych zawodników co dodaje zawsze energii. Od 8 km podkręciłem jeszcze trochę resztkami sił w na ostatnim kilometrze dałem wszystko. Ostatnia prosta jakieś 300 metrów ścigałem się z dziewczyną tuż przed meta mnie wyprzedziła ale było dobrze bo przy okazji mnie poholowała. Na mecie patrzę na czas a tu

42min 13sek, bomba! Jest pięknie. Nowy rekord życiowy na atestowanej trasie.
Super wynik, świetna organizacja i trasa biegu.

10 km VII Bieg Uliczny Szlakiem Morąskich Zabytków

Od nowego roku 2019 mocne postanowienie powrotu do biegania i ogólnie aktywności fizycznej. Póki co idzie dobrze, głównie siłownia/ fitnes i bieganie i rower.

Przed biegiem w Morągu dobra ok 3km rozgrzewka, tempo od początku dobre 4:30 min.

Temperatura ok 20 stopni, ciepło i sucho. Na szczęście na trasie punkt z wodą, którą  mijaliśmy 4 razy bo były 4 pętle. Trasa fajna 100% po asfalcie, trochę zakrętów i kilka górek, generalnie szybka trasa. Cały bieg równym tempem w okolicy 4:25 – 4:35, końcówkę przyspieszyłem ale nie było za bardzo jak. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z tempa i miejsca. 9.72 km czas: 42:42 średnia 4:24 min/km

Basen

Po rocznej przerwie udało mi się powrócić na basen.

Jednak ze wszystkich dyscyplin pływanie wydaje się „najzdrowsze”

500 metrow przepłyniętych żabką + ćwiczenie nóg na małym basenie.

Walka z samym sobą, oddechem w wodzie – świetny zestaw 🙂

Mój debiut w maratonie.

Dnia 28 września 2014 roku wziąłem udział w swoim pierwszym biegu na dystansie maratońskim czyli 42,195 km.
36 PZU Maraton Warszawski zaczął się dla mnie już w sobotę od przyjazdu do stolicy.
Pierwsze kroki skierowałem na stadion w celu odebrania pakietu startowego. Obiekt robi ogromne wrażenie , akurat dach był zamknięty i czułem się jak na ogromnej hali.
20140927271

Zaraz potem pojechaliśmy do hotelu, a potem na obiad. Miał być makaron ale pizza zwyciężyła 🙂
Pobudka w niedzielę o 6 rano i lekkie śniadanie, zresztą jeszcze czułem wczorajszą pizze ..
Dzień zapowiada się ładny, słoneczny.
Adrenalinka i lekki stresik towarzyszą mi od rana. Około 8 kolega podwiózł mnie w okolice stadionu, obok tłumy biegaczy spieszą jak ja na start. Nie musiałem korzystać z depozytu/przebieralni ale za to było mi zimno bo byłem tylko w koszulce do biegania / kolejna nauczka na przyszłość /. Pół godziny przed startem zrobiłem się głodny / jadłem 2 godz temu / na szczęscie miałem banana , którego pochłonąłem szybko a zagryzłem rodzynkami. Sa starcie tłum biegaczy. Zacząłem rozgrzewkę potem szybka wizyta w toalecie i ustawiłem się w swojej żółtej strefie. Przemysław Babiarz odliczył sekundy do startu w akompaniamencie helikopterów nad głową ; 3,2,1, START ! I co ? Powolny spacer w kierunku mostu Poniatowskiego czyli startu. Szedłem za pacemakerem na 3:40 / wtedy nie wiedziałem że za 3 godziny będę dalej o kilka kroków za jego plecami /

W końcu linia startu , chipy i zegarki zapiszczały i ruszyliśmy mostem przez Wisłę. Tempo spokojne 5:20 , słoneczko świeci , tłumy kibiców – fajnie ! Biegło się lekko i przyjemnie , zauważyłem sporo obcokrajowców z flagami swoich krajów. Mijamy znane budynki z telewizji , tłumy kibiców wiwatują , krzyczą , biją w bębny. Około 10 km doszedłem do wniosku , że mam za ciasno zawiązane buty więc na wisłostradzie odbiegam w bok w krzaki za potrzebą oraz poluźniam sznurówki i to był mój jedyny przestój. W tunelu śpiewa chór i dają banany i o mało nie przekonałem się co to znaczy ” poślizgnąć się na skórce od banana ”

_IMG1222

Krótki podbieg i jesteśmy na zewnątrz , trzymam tempo równe , łykam wodę i nie myślę za dużo ; poprostu biegnę. Około 16 km zgubiłem nakrętkę od butelki co mnie wybiło z rytmu. Wypiłem wodę na raz jakieś 300 ml. Po 17 km dopadł mnie kryzys , myślę sobie co jest ? Tak szybko ? Tradycyjna myśl ; po co się wogóle tak męczysz ? Czas na żel energetyczny , pace uciekł do przodu. Około 20 km wróciłem do rytmu , po drodze mijam hiphopowców , fajnie dają na żywo 🙂 Kolejne tablice z oznakowaniem trasy zostają w tyle 25,26,27 km ..Banan + izotonik – to moje paliwo , pierwsi zawodnicy nie wytrzymują i zaczynają iść.  Czuje się dobrze , pace z flagą 3:40 kilka kroków ode mnie , nagle 2 flaga z napisem 3:35 -co jest ? Jesteśmy tacy szybcy ? 3:35 staje , to chyba skórcz .. My lecimy dalej. W naszej grupie około 15 osób. 33,34,35 km mijam swojego paca i powoli oddalam się od niego. Jeszcze tylko kilka kilometrów w sumie to jak jez. Długie dookoła – bułka z masłem 🙂 39 km i nareszcie 40 km .. Wow już widzę stadion ,  pora na dobrą końcówkę , jakieś siły jeszcze zostały więc przyspieszam. Tempo 4:25 na moście Poniatowskiego mijam sporo zawodników , mnie nikt nie wyprzedza 🙂 Głowa paruje i nagle myśl , a co jak będzie jakiś podbieg ? Oo .. Nie będzie ! Mam to gdzieś , biegnij dalej. Wał Miedzyszyński , zakręt i do stadionu – nogi jak z waty ale cisne ,wpadam na stadion , krzyki wokół , widzę metę , tchu brakuje i nareszcie META ! KONIEC ! Yeaaah ! Gdzie woda ? Pić , pić ,pić ale najpierw medal , ciężki jak diabli.

Idziemy i idziemy a wody nie ma , chcę się położyć – ale po co ? W końcu jest woda i izotoniki , ledwie piję , oddech nierówny. Wychodzimy na zewnątrz , siadam na asfalcie , zaczynam myśleć normalnie , udało się , jest pięknie. Ukończyłem swój pierwszy maraton w życiu.

20140928276

Kilka fotek na koniec , znajdujemy się z przyjaciółmi i pora wracać do domu.

Krótkie podsumowanie :

na plus : organizacja , doping , trasa , pogoda , meta na narodowym

na minus : brak posiłku po biegu / chyba że coś przeoczyłem /

Mój czas netto 3:38:21.

Poweselne bieganie.

Po dłuższej przerwie spowodowanej urlopem i rozleniwieniem , wczoraj nareszcie pobiegałem.
W sobotę byłem na weselu kolegi , w niedzielę poprawiny a w poniedziałek się leczyłem / na zasadzie wybijania klina/kielona 🙂
Ciężko się ruszyć po z miejsca ale jakoś poszło , pierwsze metry wolniutko i nawet bezproblemowo. Po pół godzinie pot mnie oblał a serce waliło mocniej niż zwykle.
Ciekawe jest to ,że czułem każdy mililitr wypitego alkoholu parę dni wcześniej.
Udało się w sumie zrobić ponad 13 km w godzinę i 11 minut co uważam za ogromny sukces.

Letnie , lesne crossowanie.

Już od kilku dni marzyłem o pobieganiu w lesie po górkach. Dzisiaj nadarzyła się okazja po powrocie z plaży.Buty oczywiście niezawodne Asicsy Fuji Trainery , zabrałem ze sobą 0,5 litra wody i żel energetyczny / dalej testuje co wziąć na maraton /. Gorąco i parno wszak środek lata mamy 🙂 Ruszyłem spokojnie klucząc po znanych mi drogach w naszym lesie miejskim. Na 4 km po minięciu mostu na Łynie ruszyłem brzegiem w stronę elektrowni , znane mi już pagórki łykałem z dużą swobodą. Pociłem się mocno więc zdjąłem koszulkę i popijałem wodę ciągle goniąc do przodu. W ramach odpoczynku od górek pobiegłem na pętle 1100 metrów przy Al. Wojska Polskiego , nie zawiodłem się – byli biegacze. Krótkie pozdrowienie ręką i powrót na góreczki. Zagarek tradycyjnie pokazywał tempo z księżyca ale już przywykłem, że w gęstym lesie nie działa dobrze tempo chwilowe. Pochłonąłem żel energetyczny – tak jak ostatnio obrzydliwie słodki musiałem go popić wodą. Powrót bardzo przyjemny jak całe dzisiejsze bieganie , trochę rowerzystów i spacerowiczów w lesie. W sumie wyszło 17 km w średnim tempie 5:35. Zadowolony z siebie zabrałem się w domu za przyrządzenie bobu na obiad.

Niedzielne dlugie wybieganie.

Jak co niedziela rano poszedłem pobiegać do lasu. Początek był ciężki z racji obfitego śniadania / jajecznica z pomidorami / ale bardziej chyba odczuwałem wczorajsze  % 🙂 Po raz pierwszy wziąłem ze sobą oprócz batonika również żel energetyczny / NUTREND ENDUROSNACK / Powoli się rozkręciłem , tempo w granicach 5:30 , po 11 km zawitałem do wodopoju ; 0,7 cisowianki i dalej. W lesie kilku biegaczy i kilkunastu chodziarzy nordic walking. Po ok 15 km zaczęły mnie piec sutki – strasznie wkurzające i bolące.  Nowa koszulka z biegu uniwersyteckiego chyba nie jest dobra dla mnie , jest za duża i po nasiąknięciu potem zaczęła mnie ocierać 😦 Ale co tam zaciągnąłem ją za kark i biegłem dalej z gołą klatą 🙂 Mocno osłabiony parłem do przodu , woda się skończyła więc sięgnąłem po żel – okazał się okropnie słodki i było go mało / saszetka 35 gr /. Ciężko dysząc dobiegłem do Orlenu zakupiłem PrincePolo i wodę  i poleciałem dalej w stronę domu. Siły jakby mi wróciły i zupełnie lekko biegłem przez las czując się jak na 5 km a nie 25 ! W sumie wyszło 26,16 km w czasie 2:27:01, średnie tempo  5:37 / bez pauzy /. 

Plusy : – brak otarcia na palacach u nóg / jednak Asicsy są lepsze od Mizuno / –  forma chyba jest bo byłem w stanie biec dalej 🙂

Minusy – otarte,bolące sutki

 

Bieg Uniwersytecki na 15-lecie UWM

W sobotę 21/06/2014 wystartowałem w biegu na 15 km pt. Bieg Uniwersytecki . Zapisałem się niejako przypadkiem ponieważ mąż koleżanki z pracy też biegł więc mnie poinformowała ( dzięki Żania ). Zapisało się 300 osób zgodnie z limitem , patrząc na listę startową pomyślałem , że będzie dobrze jak będę na finiszu w okolicy środka.. Start do biegu o godz. 11:00 a na 10 min przed, zaczęło lać. Zmokłem ja i kolega z którym biegłem czyli Piotrek W. ale mokli wszyscy po równo łącznie z dziewczynami z grupy taneczno-rozgrzewkowej 🙂 start do biegu

 

3,2,1 START i ruszyliśmy , początek tradycyjnie w moim  wydaniu spokojnie , tempo w granicach 4:55. Po dwóch kilometrach zacząłem delikatnie przyspieszać i ustabilizowałem tempo na 4:40. Trasa przypadła mi do gustu bo -primo : znam te tereny jak własną kieszeń a -secundo  było w miarę równo i płasko. Należy podkreślić świetną organizację biegu tzn. punkty z wodą i bananami , ochroniarze i straż miejska w newralgicznych miejscach np. przy skrzyżowaniach, dobre oznaczenie trasy , i tylko szkoda że pogoda odstraszyła kibiców – może za rok będzie lepsza. Spokojnie i jednostajnie parłem do przodu mijając kolejnych biegaczy / uwielbiam ten moment / zauważyłem, że na podbiegach wyraźnie mam lepsze tempo od innych. Myślę, że to zasługa biegania crossów po lesie a nadewszystko mojej bezmięsnej diety. Klika razy piłem wodę podsną przez obsługę oraz jeden raz banana 🙂 Po 10 km przyspieszyłem i w zasadzie frunąłem do mety , kocham to uczucie lekkości i wiary że naprawdę mogę 🙂 Do końca leciałem po 4:15 i na stadion wpadłem sam , dostałem medal , banana i wodę. Czas 1:07:33 średnia wyszła 4:36 według Tomtoma a oficjanie według organizatora : 1:07:29 , średnia 4:30 , miejsce 60 w Open. Super wynik a przy okazji poprawiłem życiówkę na 10km która wynosi od dzisiaj 45:12 !medal

Popołudniowy run

Po przymusowym odpoczynku od biegania z powodu odcisku na palcu z ogromną przyjemnością „poleciałem” do lasu. Buty Asics na teren – bardzo wygodne więc byłem spokojny o palec. Ruszyłem wolniutko delektując się otoczeniem. Nareszcie ul.Leśna została oswobodzona od dużej ilości samochodów bo zamknięto ulicę Wąwozową 🙂

ślepa ulica

W znakomitym humorze ruszyłem w stronę Łyny i elektrowni , podbiegi i zbiegi bardzo mi się podobały ale .. Jakieś 2 godziny wcześniej jadłem placki ziemniaczane z avocado , i teraz mi się odbijało ziemniakami. Ale nic to parłem do przodu i cieszyłem oko pięknymi krajobrazami wokół. Po pętelce leśnej przekroczyłem Łynę koło elektrowni i z ogromną, niekłamaną przyjemnościa pobiegłem zobaczyć zamkniętą ul.Wąwozową :

zakaz wjazdu :)

Dalej leśną w stronę domu , w cyfrach wyszło to tak :

Dystans
12.74 km
Czas trwania
1g:11m:42s
Średnia prękość
5:38 min/km
Kalorie
1093 kcal
Min wysokość
93 m
Max wysokość
145 m
Łącznie w górę
90 m
Łącznie w dół
90 m